Ein sicherer Hafen - Stefan Keller Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień

przejdź do treści

Jak osoba, która uciekła z Ukrainy do Szwajcarii, bo nie była w stanie strzelać do „wrogów”, reaguje na bezustannie powtarzane deklaracje neutralności? Jak to jest – kiedy się straciło wszystko: rodzinę, przyjaciół, zawód, swoje życie codzienne – mieszkać w kraju, który wprawdzie życzliwie przyjmuje ukraińskich uchodźców, ale też unika jednoznacznego opowiedzenia się przeciwko agresorowi? 

Myślowym punktem wyjścia dla mojego tekstu, napisanego w formie krytycznego i dociekliwego oskarżenia – jest cytat przypisany niegdyś Dantemu Alighieri:

„Najgorętsze rejony piekieł zarezerwowane są dla tych, którzy w czasach kryzysu zachowują neutralność.” 

Melinda Nadj Abonji 

 

Za podstawę wszystkich moich decyzji kompozytorskich przyjąłem złożony tekst prozatorski napisany dla potrzeb tej kompozycji przez Melindę Nadj Abonji – a także sposób, w jaki Autorka zadaje swoje głęboko ludzkie pytania. W moim utworze jest to tekst mówiony, odcinkami bardziej zrytmizowany lub bardziej swobodny, jednak zawsze ściśle powiązany z przebiegiem muzycznym. W trzech fragmentach muzyka wysuwa się niejako na plan pierwszy. Chodzi tu mianowicie o śpiewane opracowania wierszy napisanych przez ukraińską poetkę Irynę Shuvalovą na wiosnę 2022 roku (wkrótce po rosyjskiej inwazji) w chińskim Nankinie, gdzie wówczas mieszkała. W moim utworze starałem się odzwierciedlić silne wzorce zawarte w prozie Abonji i poezji Shuvalovej. Miało to również wpływ na zasady kształtowania mojego własnego języka muzycznego. Wyspecjalizowany idiom „muzyki nowej” wciąż w znacznym stopniu identyfikuje się w relacji do innych rodzajów muzycznych poprzez negację i unikanie takich elementów jak np. rytmiczność przebiegów. Takie podejście staje się tym bardziej trudne do uzasadnienia w obliczu kryzysu. Wydało mi się zatem istotne, by skupić się na łączącym ludzi, komunikacyjnym aspekcie muzyki. 

Stefan Keller 

 

Tu jestem! 

Pana godność?
Misza Andriejewicz Sołogubow, z Odessy i Petersburga. 

W Szwajcarii, w Zurychu od roku. Co proszę? Tak, w Odessie byłem nauczycielem, zakochanym w rosyjskim języku i literaturze. Stałem się też ekspertem od obłędu i rozpaczy, błędnych pytań i hodowli zagłodzonego kota, którego stale zapominałem nakarmić. Czy stanąłem do walki? Tak... to znaczy nie. Nie byłbym w stanie strzelać do moich rosyjskich braci i przyjaciół. Zgadza się, uznano mnie za zdrajcę. Powinienem się był zastrzelić, tak Pan sądzi? Narysowałem kredą krąg na bruku głównego odeskiego placu, położyłem się w środku i przyłożyłem sobie lufę do skroni. A jakże! Sfiksował, biedaczysko. Stróże porządku kazali mnie wynieść. Dokąd? Tam, gdzie szaleńcy chodzą z kąta w kąt. Michale Andriejewiczu, mówi lekarka, wypuszczamy Pana. Jesteś Pan całkiem zdrów, tylko nie ma Pan wyczucia spraw naprawdę ważnych. Więc naprawiłem łańcuch od roweru, powiesiłem zasłonkę w prysznicu (dawno już miałem to zrobić), wypolerowałem meble. Klucz do mieszkania ukryłem, na wszelki wypadek. A kot? Zabrałem go ze sobą oczywiście. Były problemy na granicy, bo nie miał świadectwa szczepienia. Sam też mam się zaszczepić przeciw wściekliźnie? Pogranicznik dziwnie na mnie spojrzał, jakby dobry żart nie był tynfa wart. Zgadza się, znalazłem adres kuzynki w bazie. Katia Pietrowna mieszkała w Zurychu już od pięciu lat. I tak, mieszkam z nią, dzielę pokój z kotem. Że co? Jest tłumaczką. Czy mam kartę pobytu B? Mam status ochronny S. Status ochronny, na Boga, kto wymyślił ten obłęd? Znów jestem uczniem, uczę się codziennie. Po niemiecku mówię od dziecka – wiem, to atut. Zatrudniłem się na godziny u fryzjera. Nakładam szampon na głowy – tyle różnych fryzur, imponujące! Ścieram włosy z posadzki – całe stosy włosów – mówię to szefowi, a on ze śmiechem, że tak się nie mówi. Niemiecki słynie z łączenia wyrazów, jednak nie wszystkie połączenia dobrze brzmią. W każdym razie nie, jeśli chcesz brzmieć jak prawdziwy Szwajcar. Jest mi naprawdę przykro, mówi szef. Z jakiego powodu? Ano, tego wszystkiego, że nie możemy już mieszkać we własnym kraju. Nazywa mnie Miguel, bo przypominam mu starego przyjaciela ze szkoły. Czy mi to przeszkadza? Nie, Misza nie ma nic przeciwko wariantom swego imienia. Ja i Katia? Dzielimy się wiadomościami. Jednego dnia ja oglądam, a drugiego ona... Czemu tak? Te obrazy nas wykańczają: martwe domy, trupy ludzi i zwierząt, zamarłe linie przesyłowe, słowa Putina, policyjne pały, „specjalna operacja wojskowa”, „walka z faszyzmem”... Kim jesteśmy? Ukraińsko-rosyjską rodziną z Odessy i Petersburga, tak odpowiadam szefowi. Trzeba przyznać, że go to zajmuje. Czy mam krewnych w obu krajach? A jakże! Przyjaciół też! No tak, mówi, bardzo to przykre. Cieszę się, mówi, że Szwajcaria jest bezpieczną przystanią. Że jak? Udaję, że się zaniosłem kaszlem, żeby ukryć śmiech przez łzy, bo przed oczami staje mi moskiewski patriarcha Cyryl I, który uwielbia jeździć na narty do tej „bezpiecznej przystani”. Słucham? Nie, to nie fejk, mamy wiarygodne źródła: Katia, kot i ja. Po pracy przesiadujemy na sofie, dzieląc się smutkiem, rozpaczą, wściekłością i gniewem. One mają różne imiona, imiona rosyjskich oligarchów: Timczenki, Szamałowa, Mielniczenki, Cyryla I... i ukraińskich oligarchów: Janukowycza, Kołomojskiego, Boholiubowa... Szwajcaria, Die Schweiz – taka dyskretna i pobożna, jeśli trzeba. Świętoszkowata, jak to ujmuje Katia, bank wszystkich łajdaków – odpowiada szefowi Miguel na pytanie, jak mu się podoba Szwajcaria. Szef zastyga z nożyczkami rozwartymi w powietrzu. W takim razie – dlaczego tu jesteś? Czemu nie w innym kraju? Szef sprawia wrażenie człowieka miłego, serdecznego i sprawiedliwego – trochę jak Bóg. Po chwili wraca do strzyżenia, a wokół jego kostek narasta stos włosów. Cóż, dobre pytanie, odpowiada Miguel, całkowicie usprawiedliwione. Może jesteśmy tu po to, by móc oglądać patriarchę w kombinezonie narciarskim? Dobry żart – Miguel nie potrafi powstrzymać się od śmiechu. 

Szef chrząka i wysyła mnie do domu „krzynę” wcześniej niż zwykle. Miguel dziś jakiś spięty, mówi do klientki. Szef wydaje się uprzejmy, choć „krzynę” brutalny – bardzo szwajcarska cecha, to Miguel już wie od Katii: taka przyjazna brutalność. Wie już także, że nie powinien – nie zawsze powinien – mówić, co myśli naprawdę. 

Melinda Nadj Abonji,

przekład z języka niemieckiego: Tomasz Zymer