Piwnice. Zagadki spod podłogi - Edward Sielicki
Piwnice – tajemne słowo, zejście po długich schodach, ucieczka przed Dozorcą, zapach zgnilizny, tajne przejścia, poniżej świata realnego, światełko pod sufitem, rura ciągnąca się po ścianie, zaglądanie do czyjejś zapomnianej, dawno nieoglądanej rzeczywistości, woda kapiąca: kap, kap, kap, światełko latarki pełzające po ziemi, żeby nie nastąpić na coś oślizgłego, zmurszałe cegły i kawałki tynku, bulgot rur: bul, bul, bul, ktoś pewnie się właśnie kąpie albo odcedza ugotowane ziemniaki, gazety sprzed pół wieku, po omacku, po cichutku, ze strachu przed światem zewnętrznym (znowu ten Dozorca), lekki niepokój: a może mysz albo szczur? W głowie kłębią się opowiadane w dzieciństwie przez starszego brata opowieści o upiorach i czarnych rękach wyciągających się po zbłądzonego w czyichś zapomnianych boksach, oglądanie niewiadomego, poprzez deski, ułomki zamków i kluczy co w nich zostały, cisza, cisza, cisza, ale jakże głośna, jak wystrzał, gorąco, korytarze wiją się jak labirynt, a my dalej idziemy, żeby coś odkryć, odnaleźć, przypomnieć sobie strzępy snów, czyjś słoik. Ciekawe co tam jest, narta, a gdzie druga? Jest – połamana. Może ktoś sklei? Ach, jak szkoda wyrzucić! Przecież się przyda, stare butelki z korkiem, rozlana maź, ciekawe czy słodka, szmatki, pudła, ziemniaki z długimi jak dżdżownice wijącymi się kłączami wychodzącymi na korytarz, puszki z farbą pewnie na kamień zastygłą, rulony map krajów, co już dawno zmieniły nazwy, pudła z papierzyskami, już przez gryzonie wyjedzonymi, rower całkiem zardzewiały i z flakami zamiast opon, waliza bez rączki, wyblakłe i naddarte zdjęcie Bardotki czy Madonny, stare imadło, radio zepsute, worek ziemi do kwiatów, a my z latarką, coś nas ciągnie, wzywa, nie pozwala opuścić tajemnicy, pot zalewa czoło, ale nic, od czego koszula i dalej, dalej, w nieznane i te rury grające to cichą to głośną melodię z bulgotów, płynne organy, nadęte struny, syczące klawiatury, szklane harmonijki, perkusje z kleju i papieru, chrzęst pod butami, sprężynujący dźwięk nadepniętej blachy, znowu cisza, szczęk zamka, skrzypią drzwi jak chichoczące chochliki, znowu światło, słoneczne, ziemskie, ludzkie. Jesteśmy uratowani!
Edward Sielicki