Trakt-akt - Wojciech Ziemowit Zych
Moje zainteresowania muzyką przestrzenną i basowymi (kontrabasowymi) instrumentami dętymi sięgają roku 1999, kiedy, w Solilokwium II. Pejzażu myśli zamarzłych na klarnet basowy i 20 instrumentów smyczkowych, tylko solista pozostaje przed publicznością, zaś instrumenty smyczkowe rozmieszczone są topofonicznie, wzdłuż bocznych ścian sali koncertowej. Ten model rozmieszczenia wykonawców sprawdził się dobrze, dlatego podjąłem go na nowo w 2011 roku w Postgramatyce Miłosza na 15 instrumentów. Testowałem go następnie w różnych wariantach w utworach na duże siły wykonawcze z ostatniej dekady, także z wykorzystaniem przemieszczania się solistów w trakcie trwania utworu, jak w III Symfonii. Doprowadziło mnie to do uznania topofonii za kolejny element dzieła muzycznego. Nie jest to parametr sine qua non i raczej odradzam studentom kompozycji stosowanie go jako „gadżetu”, ponieważ, aby miał on sens muzyczny, wymaga przemyślanej koncepcji kompozytorskiej, wobec której nie może być po prostu wisienką na torcie. Topofonia musi być strukturalnie powiązana i mieć wpływ na całościową koncepcję utworu. Eksperymenty z nią zmieniły moje myślenie o brzmieniu orkiestry i możliwościach jego kształtowania. Rozmieszczenie dużych sił wykonawczych wokół publiczności otwiera, moim zdaniem, nowe obszary możliwości.
Topodia to narracja akustycznych dźwięków we w pełni panoramicznej przestrzeni wokół słuchacza. Można by to określenie zinterpretować jako „Klangraumenmelodie”: „melodię przestrzeni dźwiękowych” w nawiązaniu do niemieckojęzycznego pojęcia „Klangfarbenmelodie”. Nie o melodię tu jednak chodzi, lecz o specyficzny, odrębny rodzaj gry dźwięków w przestrzeni akustycznej.
Powstaje pytanie, czemu miałaby to być jakaś zupełnie nowa jakość, skoro amplifikacja i głośniki rozmieszczone wokół publiczności są nie od dziś normą na koncertach. Z wykorzystaniem głośników i systemu sterowanej amplifikacji przestrzennej eksperymentowałem już od roku 2010, choćby w utworze Opływ/ Przepływ/Upływ na osiem wiolonczel, wykonanym podczas Warszawskiej Jesieni w 2014 roku. Przekonałem się jednak, że nasze ucho nie daje się na tę próbę substytucji przestrzeni akustycznej nabrać. Doskonale odróżni akustyczny dźwięk dobiegający z określonego kierunku od dźwięku z głośnika. Z pewnością można z pomocą głośników wytworzyć wrażenie przestrzenności komputerowego lub komputerowo przetwarzanego dźwięku. Jednak wrażenie akustycznych dźwięków instrumentów dobiegających w pełnej panoramie 360 stopni jest czymś jakościowo innym. Podoba mi się kruchość, sensualna ulotność tego wrażenia: nie da się go odtworzyć w nagraniu ani transmisji. Aby go doświadczyć, trzeba być tam, gdzie jest grana muzyka topofoniczna, najlepiej w środku sali koncertowej.
Poszukiwania topofoniczne splatają się w moich utworach z fascynacją basowymi instrumentami dętymi drewnianymi. Od zawsze były one najbliższym mi, najlepiej rozpoznanym muzycznym medium, co wprost wynika z mojej edukacji muzycznej. Jednak, już jako kompozytora z dyplomem magisterskim, szczególnie zafascynował mnie klarnet basowy, na którym akurat sam nigdy nie grałem. Określenia „basowy” nie utożsamiam ze stereotypowym określeniem „niskobrzmiący”. W rękach znakomitego muzyka taki instrument staje się medium oferującym skalowy zasób dźwięków w swej rozpiętości – w przypadku klarnetu basowego porównywalny do skali klawesynu czy koncertowej marimby – i znacznie więcej innych, specyficznych i bardzo atrakcyjnych możliwości brzmieniowych, o niezbywalnych walorach ekspresyjnych. Proszę sobie zatem wyobrazić, że klarnet kontrabasowy oferuje jeszcze jedną, pełną oktawę skali w dół (sięgając, jak kontrafagot, do najniższego dźwięku B na klawiaturze fortepianu), niemal bez ubytku w górnym jej rejestrze... Oczywiście, parafrazując znane przysłowie, podkreślić należy, że to nie instrument zdobi muzyka. Dlatego jestem niezmiennie pełen podziwu dla Renaty Guzik, Bartka Dusia i Michała Górczyńskiego za brzmienia i ekspresję, które potrafią oni wyczarować z fletu kontrabasowego, saksofonu basowego i klarnetu kontrabasowego. I za pionierski charakter ich poszukiwań. Wszyscy troje są nie od wczoraj wybitnymi wykonawcami muzyki współczesnej i cieszę się, że Renata i Bartek mają okazję zaprezentować się podczas Warszawskiej Jesieni.
Wojciech Ziemowit Zych