Lulabaje - Katarina Aleksić i Bastarda
„...kołysanka, święta matka wszystkich pieśni...”
Rodrigo Caro (1573–1647)
Gdzie jest to miejsce
w którym niepewność, strach, ciemność,
samotność, żałoba
czasem frustracja, zazdrość,
ale także
czułość, opieka, troskliwość,
miłość w samej swej istocie
mogą współistnieć?
W świecie kołysanek – które prawdopodobnie należą do
najstarszych form muzyki, sięgających początków gatunku
ludzkiego – w świecie ciemnych nocy pełnych zagrożeń,
wrogów, drapieżników i demonów;
jak wtedy, kiedy być cicho i nie dać się zauważyć oznaczało
często: przeżyć;
przed zaistnieniem cywilizacji, narodów, a nawet przed
pojawieniem się Słowa.
***
Koncepcja Lulabajów opiera się na moim zainteresowaniu bazowymi, konstytutywnymi formami muzycznymi, ich siłą wyrazu i indukcją transu przez muzykę w dawnych rytuałach. Poprzez takie zainteresowania, jak i osobiste doświadczenie macierzyństwa z pierwszym dzieckiem, w trudnym okresie własnego „rytu przejścia”, kiedy ogarniałam nową rolę w życiu, natrafiłam na fascynujący obszar kołysanek. Śpiewanie ich płaczącemu dziecku przynosiło mnie samej pocieszenie i siłę. A gdy ten intymny „rytuał” trwał dłużej, często doświadczałam przejścia w rodzaj transu. Kołysanka, przy całej swej prostocie, ma wiele aspektów praktycznych i symbolicznych. Dla nowo narodzonego dziecka słuchanie głosu matki, poznanego jeszcze w jej łonie, stanowi „most”, który może je przeprowadzić przez szok znalezienia się w nowym środowisku. Symbolicznie leży na granicy między stanem przebudzenia i snu, co w wielu kulturach jest bliskie linii granicznej między życiem a śmiercią. Pierwotnie uważano kołysankę za pieśń magiczną, wyposażoną w moc odstraszania złych duchów. Stąd też etymologicznie słowo „lullaby” (ang. kołysanka) może wywodzić się z hebrajskiego „Lilith-Abi” (Lilith odejdź), brzmieniowo podobnego do „lull-aby”.
***
I wreszcie, kiedy mówimy o tradycyjnych kołysankach, zwracamy uwagę na miejsce ich pochodzenia, bo uważamy je za ważne. Jednak kołysanki – tak uniwersalne i równocześnie tak osobiste – są gdzieś ponad geografią. Stanowią naturalny kanał porozumienia i związku rodzica z nowonarodzonym dzieckiem. Ale też mówią wiele – poprzez tekst i muzykę – o uczuciach. I to jest kluczowy moment tej koncepcji: nasze Lulabaje są prezentowane przez spektrum emocji. Inspirowani przez teksty tradycyjnych kołysanek, w których wyrażane są różne uczucia, razem z Triem Bastarda, zespołem znanym z elastyczności, wszechstronności, wyobraźni i unikatowych kombinacji barw instrumentalnych, robimy krok do przodu: zostawiając za sobą słowa, barwami malujemy muzykę.
„Słowa starych piosenek, które śpiewała mi moja matka, mówiły: żyj tym wszystkim, co ci, którzy je śpiewali wcześniej”
Katarina Aleksić
Wraz z ideą, którą przyniosła Katarina pojawiło się od razu ono: koło. W postaci okrągłego ruchu bujającej się kołyski, to oczywiste. Ale też: w koło to samo? Melodie do spania? Z czego tu zbudować koncert? – zastanawiałam się. Szybko jednak okazało się, że jest w nich całe koło życia, całe spektrum emocji (kolorowe koło Plutchika jak malowane!). I że owszem, kołysanka dąży do spokoju (snu?), ale zanim go osiągnie, wybrzmiewa zazdrość, tęsknota, frustracja, radość, miłość i żal. A spokój ormiańskiej kołysanki lśni sobie obok spokoju z Konga w całkiem innym kolorze. A teraz tajemnica: koło jest też ukryte w samym polskim słowie kołysanka – jak dowodzi słownik etymologiczny oraz nasze uszy. Oczywiście w obrazku z prastarą matką wszystkich pieśni zobaczyłam też koło śpiewacze, rytualne, szamański krąg, koło opowieści. Nieczęsto korzystam ze storytellingu podczas prowadzenia koncertów, ale okazało się, że przy Lulabajach potrzebuję p o ł ą c z e n i a, sznurka, który by trzymał te kolorowe koraliki w zamkniętym kształcie. Stąd opowieść O Dziewczynce i ptaszku, która będzie jedną z dróżek dla muzycznych improwizacji Bastarda Trio i Katariny Aleksić. Bastardzi chodzą bowiem swoimi drogami. Możemy być pewni tylko tego, że każdy melodyczno-rytmiczny motyw, który wspólnie z Katariną Aleksić odszukali, przenicują i przywrócą współczesności, eksperymentowi i jakiemuś sobie tylko właściwemu szaleństwu.
I na koniec słowo o kole, które zatoczyła pedagogika i kultura skierowana do dzieci. Dziś znów łączy nas z korczakowskim „Nie ma dzieci, są ludzie”. Tworzymy wydarzenia dostępne dzieciom, a nie wydarzenia d l a dzieci. Włączamy je, nie izolujemy. Pozwalamy im przeżywać i wyrażać każdą emocję. Nie ograniczamy dziecięcych kolorów do różu i błękitu. Kołysanki wiedziały to dawno temu.
Anna Szawiel